niedziela, 20 marca 2016

PIERWSZY ROWER WIOSENNY




    Dziś pierwszy dzień astronomicznej wiosny. Z tej okazji byliśmy w muzeum kolejnictwa. No, naprawdę było fajnie, zwłaszcza te makiety jeżdżących pociągów, wjeżdżających w tunele i w ogóle super było. A po wizycie w muzeum rodzice znienacka wzięli nas do dużego sklepu, żeby zakupić nakolanniki i nałokietniki i kaski, co było dziwne, bo zbywali nas od pewnego czasu w temacie nowych pojazdów jednośladowych. Bo niestety ale dotychczasowe  rowery okazały się nagle jakieś mniejsze niż do tej pory i nie bardzo już dawało się na nich jeździć. Także sory wery, ale postawiliśmy sprawę jasno - potrzebujemy nowych rowerów, normalnych, z pedałami i bagażnikami, nie ma to tamto. A rodzice jak to rodzice: no spokojnie, przecież wam kupimy... i tak chyba od tygodnia. 
  A tu się nagle okazało, że rowery już były i czekały i z tej okazji dziś po raz pierwszy wyszliśmy pojeździć na rowerach... Właściwie to się nauczyć może najpierw a później pojeździć. I tak jakoś dziwnie wyszło, że po kilkunastu minutach już jeździliśmy zupełnie sami, a po niespełna godzinie nawet udawało nam się ruszać i hamować. Juuupiii!!!



































































































  





   Tylko nie myślcie sobie, że było to takie hop-siup... Trochę zwątpienia było. I płaczu i smutku... I wywrotek kilka. I braku wiary we własne możliwości. Chęci, by rzucić jednak to wszystko i wyjechać gdzieś daleko...
























































wtorek, 1 marca 2016

OLIWA&OCET



   Butelka oliwy, druga z octem balsamicznym, do tego młynek z solą i pieprzem na prostym stojaku - ot, banalny chciałoby się rzec, element stołu w jadalni. Całkiem smaczne zawartości, jak zapewnia Fader, suwenir z daleka przywieziony. Stoi sobie dumnie na stole, dopiero co rozpakowane, no pięknie to wygląda.
   Aż nagle, ni stąd ni zowąd, stają się te banalne rzeczy bohaterami naszej niebanalnej zabawy. Na dobrą godzinę, jeśli nie półtora a może i dwie, zamieniają się w tajemne mikstury znalezione gdzieś na dnie pieczary, stają się czarodziejskimi balsamami czy też magicznymi napojami, które wystarczy odrobinę powąchać, spojrzeć przez butelkę, potrząsnąć czy też posmakować końcem języka, by działy się rzeczy niesamowite, by mieszkanie wypełniał blask magiczny, by potwory pryskały w ciemne zakamarki mrocznych ostępów leśnych a my byśmy zyskiwali nadludzką siłę. 
   Stół, dwa krzesła i dwie buteleczki. Naprawdę polecamy!