sobota, 15 października 2016

ZANIM PRZYSZEDŁ DESZCZ

 

    Udało nam się złapać ostatnie chwile jesiennego ciepła i wyskoczyć na wycieczkę do lasu. Pojeździliśmy na rowerach, ale tylko tam gdzie się dało, bo gdzie się nie dało to musieliśmy się zdenerwować że tylko piach i piach. No i wiecie sami, że bardzo ciężko się pcha rower przez piach jednocześnie płacząc, krzycząc wniebogłosy i siadając na ziemi jako znak kategorycznego odmówienia jakiegokolwiek kolejnego ruchu. Poza tym było bardzo fajnie, bo już po jakichś 1500metrach naszej wycieczki udało nam się przekonać rodziców że to miejsce jest super miejscem na piknik, dzięki czemu Fader nie musiał już dźwigać na plecach tyle jedzenia i herbatki w termosie i bananów i ciastek... Dzięki czemu mieliśmy też siłę po kolejnych przejechanych aż ponad 1000metrach zrobić sobie zasłużoną przerwę, pobawić się najpierw w berka, później w chowanego, a później pozbierać żołędzie, żeby dorzucić w przedszkolu do kartona specjalnego, gdzie zbieramy żołędzie dla zwierząt w zoo... Także tego, to był fajny wyjazd. Ciepło kolorowo i jesiennie.
   Nazajutrz już zrobiło się zimno mokro i do niczego. Jesiennie...
/Niko/












































































niedziela, 25 września 2016

NA GORY!



   Niespodziewanie wolny weekend, który przedłużył się do długiego weekendu zaowocował spontanicznym wyjazdem w góry. Wspólnym, a naszym pierwszym w życiu zakończonym sukcesem (bo wcześniejsza majowa próba zdobycia pierwszego szczytu nie udała się ze względu na burzę), wyjazdem w przepiękne Bieszczady skąpane we wrześniowym słońcu. Bo pogoda była piękna, szkoda że takiej nie mieliśmy w całe dwa wakacyjne tygodnie nad morzem czy w Puszczy.
   Wykorzystaliśmy ten czas maksymalnie miło i aktywnie, ciesząc oczy, uszy, nozdrza a nawet skórę wszystkim wokół. Stacjonowaliśmy w Chacie Socjologa na grzbiecie Otrytu - miejscu niezwykle szczególnym dla nas jako Rodziny - ponad 13 lat temu Fader zamieszkał w tej dziczy i odbudowywał po pożarze, wraz z grupą zapaleńców, to schronisko. Później tu został na kolejne 2 lata jako Gospodarz, tutaj również poznali się z Mamą... Niezła historia, co? 
     Pierwsze wejście do Chaty zresztą zaliczyliśmy już dość wyczynowo, bo po zmroku przy świetle latarek. Niesamowita sprawa! Nazajutrz niby nieśpieszna ale również mocno wyczynowa wyprawa na Połoninę Caryńską. Niby luzik, tak? Tylko że my akurat weszliśmy północnym stokiem, od strony Doliny Caryńskiego, ponad 2 h pod górę; ci co się znają na Bieszczadach to wiedzą, że szlak zdecydowanie z tych mniej spacerowych, zwłaszcza jako debiut dla pięciolatków. Niesamowita sprawa, to było naprawdę coś wielkiego dla nas, zwłaszcza że zdobycie Połoniny nie kończyło wspinaczki, bo jeszcze przecież musieliśmy wrócić do Chaty - czyli jeszcze kolejna godzina pod górę na zakończenie dnia. Tego dnia zdobyliśmy medale za odwagę i wytrwałość. Wspaniały dzień, zakończony ogniskiem i jednak dość szybkim odpadnięciem w odmęty krzepiącego snu. Kolejnego dnia zrobiliśmy sobie jeszcze jedną, niby już spokojniejszą i małą, ale dość męczącą wycieczkę. Cały czas towarzyszyło nam pełne słońce i naprawdę wysokie, jak na wrzesień temperatury. Cudowny pozytywny czas. Chata, ludzie, Bieszczady...
     
Co tu dużo pisać - zobaczcie sami na zdjęciach. My wiemy jedno - pewnie nie raz jeszcze tam pojedziemy :-)
/Nina/









































































































































































































































środa, 31 sierpnia 2016

WAKACJONIX Se4E3



   Po tygodniu w chłodzie i opadach (czego może nie widać na wcześniejszych zdjęciach, ale wiadomo, że jeśli szliśmy już na plaże to akurat wtedy kiedy nie padało ;-)) postanowiliśmy ewakuować się z wybrzeża i udaliśmy się w poszukiwaniu spokoju... oczywiście że na Podlasie, w bliską okolicę Białowieży tym razem. Po dość długich poszukiwaniach znaleźliśmy kwaterę całkiem milutko położoną w odosobnieniu, otoczoną lasem i oferującą dość dużą dozę ciszy i spokoju. I tam spędziliśmy kolejny niemalże tydzień. Spacery, las, ogniska i pasące się konie widoczne z okna - to był całkiem fajny czas.
































































































... A to jeszcze nie wszystko...
:-)