poniedziałek, 20 kwietnia 2015

WIELKANOC NA KOŃCU ŚWIATA



    Oto są! Zdjęcia z naszego rodzinnego świątecznego wyjazdu na koniec świata. A na pewno Polski. Wylądowaliśmy bowiem w pewnej uroczej małej podlaskiej wsi ukrytej w środku Puszczy Białowieskiej, zewsząd otoczonej lasem. Kilometr od granicy z Białorusią. Bez zasięgu komórek Rodzicielstwa. Sami ze sobą, w przepięknie odrestaurowanej starej podlaskiej, drewnianej chacie. Wspaniały wyjazd dla nas, szczególny z wielu względów dla Rodzicielstwa, które bywało już tu wiele lat temu, zanim jeszcze podobno my byliśmy w planach. Wierzyć się nie chce, chyba tylko tak nam powiedzieli. W każdym razie okolica już znana, wycieczek co nie miara, długie wieczory w pachnącym drewnem domu, pogoda do niczego, wspaniały piesek - towarzysz naszych spacerów, i przede wszystkim ten ogrom drzew i wszechobecna cisza. 
   Bardzo nam się z Ninką tam podobało i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam pojedziemy, bo mamy trochę rzeczy jeszcze do zrobienia. Choćby zabawa w piaskownicy. Teraz się nie dało gdyż ponieważ padał deszcz i deszcz ze śniegiem i wiatr i było generalnie zimno i niewiele chwil ze słońcem, więc nie dało się za bardzo bawić w piasku. Za to karmiliśmy kozy i osiołka jabłkami. Bo zwierzątka są generalnie fajne. I oczywiście ładnie i ciepło zaczęło się robić w dniu wyjazdu do domu,  i tak przedłużonego. Bez komentarza. 
    No i tak jakoś wyszło, że wypadły akurat nasze urodziny! Czwarte już, gdyby ktoś się zagapił. Ale o urodzinach to w następnym poście, bo z tej okazji (urodzin a nie posta oczywiście) zorganizowaliśmy małe leśne przyjęcie, które odbyło się wczoraj i z którego mamy również kilka zdjęć.

   Także zapraszamy do obejrzenia niezwykle bogatej relacji z naszego świąteczno-urodzinowego odpoczynku i wywczasu.





Na rowerach udało nam się już zjeździć niezły kawał Puszczy





Z przykrością stwierdzam, że słabo u Rodzicieli z kondycją. Ciągle musieliśmy na nich czekać






Aczkolwiek spotkała nas miła odmiana. To jest Leo. 






 
Leo przewiózł nas kawałek. Choć uparty to on był momentami






Chyba mu się spodobało, bo później nas śledził







Tak. To jest dzień wyjazdu. A to słońce mocno mylące w kwestii temperatury






Lord pilnuje asfaltu, żebyśmy mieli po czym jechać do Puszczy. Niby daleko nie jest, bo tam na końcu wsi. Ale zawsze to lepiej chwilę po twardym jechać







"Eeeeej... No ile mamy na was czekać! Guzdrzecie się że nie wiem!" (to było do Rodziców) 







"Oszaleję z nimi Nina... Zero kondycji normalnie"







Proszę Leo, oto dla ciebie jabłuszko







"Chyba woli ode mnie" (a po chwili prawie zjadł mi rękawiczkę)






Co tam, że pada trochę czasem prawie co chwilę







Nas to ani na chwilę nie odstraszało







Takie tam z poranka koło dwunastej






"Mamo mamo ścigaj się ze mną!"







"He he, i znowu wygrywam!"








"Ile można na nich czekać. Wloką się jak ślimaki. Albo jak żaby"






"No i dlaczego ta ciuchcia nie jedzie?"







"No tak, trzeba tę wajchę przestawić"







"w sumie to bym poszedł ale w sumie to nie wiem"









"Ile w tej puszczy przewróconych drzew. Powinienem wejść na wszystkie. Albo nie, tylko na to jedno"







"Ta, dawno nie padało"






Oj tam oj tam, trochę śniegu w kwietniu nikomu nie zaszkodziło






Daleko jeszcze? Moknę!







hmmmm...daleko








Zapach siana jest z pewnością jednym z najprzyjemniejszych zapachów na świecie






Samo się przecież w piecu nie napali







"Zanim Fader się zbierze to trzy razy obrócimy i już nie będzie musiał iść"






"O. A tu jajeczko sobie obieram. Mniam"








Nince bardzo się spodobało rozpalanie w piecach






Szybko się nauczyła i później już sama ogarniała ten temat









No w końcu się ruszył. Co prawda zapas już jest w domu, ale niech się ojciec cieszy że coś może pomóc








Chwila relaksu na huśtawce dobrze robi. Nie więcej niż godzinka na raz









Takie tam rozmowy o życiu






A to taka specjalna i szczególna wieża. 






Sami tam oczywiście weszliśmy. I byliśmy pierwsi jak zwykle









Trochę te schody zmęczyły, na szczęście byliśmy przygotowani na wszystko









Sianko tak!









A to my na szczycie wysokiej wieży











sobota, 18 kwietnia 2015

CIĄGLE COŚ



    No przykro to znowu mówić, ale ciągle z tymi rodzicami coś. Tego nie wiedzą, tego nie zrobią, o tym nie mają pojęcia, z tamtym sobie nie radzą. No i jak zwykle całe szczęście, że jesteśmy gdzieś w pobliżu, bo możemy im pokazać, doradzić czy czasami, jak dziś z Faderem - wziąć ten przysłowiowy młotek i samemu wbić kołek, skoro sam sobie nie radzi i tylko obija palce. "To z Ikei" mówił. "Montaż prosty jak drut" mówił... I co? 

Prawie się rozpłakał!

Ech...

















środa, 8 kwietnia 2015

TAKIE TAM JAJA



   Zanim na łamach niniejszego bloga zdamy relację z naszego dopiero co zakończonego wyjazdu świąteczno-urodzinowego, zanim zasypiemy Was wspaniałymi zdjęciami z nami w rolach głównych, to damy Wam szansę popatrzeć, w jaki sposób wykonaliśmy swoje pierwsze, poważne, niezwykle piękne, nagrodzone w przedszkolu dyplomem uznania oraz nagrodą książkową - pisanki. A wykonaliśmy je techniką farbowo-pisakowo-plastelinową. O! 

   I zupełnie sami je zrobiliśmy, łącznie z wsypaniem barwnika do szklanki i tak dalej. Fader tylko trochę nam pomógł w kwestiach wrzątku. Tak bardzo łaził za nami i marudził i ciągnął za rękaw, żebyśmy dali mu też coś zrobić to się zgodziliśmy. No żeby już mu było, żeby udzielił mu się również chociaż trochę nastrój nadchodzących Świąt...