Ma się już "trójeczkę" z przodu, więc nie ma to-tamto. Trzeba teraz każdego dnia ćwiczyć nie tylko mięśnie - ale i również, może przede wszystkim, mózg. Wziąłem się początkowo za krzyżówki, ale mając niewielkie co prawda, ale zawsze braki w wiedzy ogólnej i szerszym zakresie literatury, a będąc jednak osobą uczciwą nie posiłkującą się na co dzień wikipedią, postanowiłem chwilowo odłożyć szarady na bok i zając się troszkę inną formą ćwiczenia spostrzegawczości i pamięci.
Schemat jest prosty - pobudka około 6 rano, przynoszę Starym, jabłko do obrania (owoce to podstawa w diecie codziennej) po czym gdy już je opitolę budzę Fadera, pokazuję łapką gdzie ma usiąść i zaczynam układanie puzzli. Tak tak, to nie są łatwe sprawy, ale co to dla mnie - puzzli jest kilka rodzajów i póki co świetnie sobie radzę. I rodzice zadowoleni, że mam od rana zajęcie, ja zaś się cieszę, że trenuję i nie mam zamiaru spocząć na laurach - 36 elementów wchodzi mi szast-prast, za chwilę trzeba będzie wskoczyć na lewel drugi i zdobyć coś bardziej ambitnego, typu "pejzaż górski 10 tysięcy elementów", żeby mózg za szybko nie spoczął na laurach...
Tylko o której będę musiał budzić Fadera, żeby wyrobić się z nimi przed przedszkolem?